Medea - miłość odrzucona

- Czegoś takiego jeszcze nie było - tak spuentował spektakl "Medea" Grzegorz Szlanga, tuż po ostatniej scenie. I miał rację. Bo też nigdy się nie zdarzyło w ChDK, że odtwórczyni monodramu scenicznego wita widzów tuż przy wejściu na

Julia Wyszyńska jako Medea.   |  fot. (ro)

W dodatku  - w wytwornej "małej czarnej", na szpilkach i ... wydawałoby się, że na radosnym rauszu. Ale to był początek kreacji tytułowej Medei - postaci niejednoznacznej. A przede wszystkim poszukującej wsparcia akceptacji, miłości, małżeństwa, stabilizacji. A co otrzymuje w zamian? Zdradę, odrzucenie. Jak opowiedzieć to w sposób jasny i sugestywny w obrębie jednej godziny?

Młodej aktorce Julii Wyszyńskiej udało się to wręcz brawurowo. Tym bardziej, za sprawą niezwykłej ekspresji miało się wrażenie, że Medea jest wszędzie. I była wszędzie - wędrowała między rzędami foteli, rozmawiała z widzami, zachęcała do interakcji. Nieraz trudno było za nią nadążyć - to prawdziwe sceniczne ADHD! Lecz nie tylko ten dynamizm pozostanie w pamięci, ale przede wszystkim szeroka paleta uczuć wygrywanych nie tylko głosem i mimiką, ale każdą cząstką ciała.

(ro)  

fotoreportaz.jpg