Fiesta zakończona

Niedziela 10 lipca była ostatnim dniem teatralnej fiesty. Przez cztery dni mieszkańcy miasta i turyści byli świadkami tętniących energią barwnych widowisk. Spektakle „Chojnickiej Fiesty” odbywały się w fosie, na Starym Rynku i boisku SP nr 1.

W spektaklach widz często z aktorami uczestniczył w prezentacjach teatralnych.   |  fot. m.n.

komik.jpgOsiem zespołów teatralnych, spektakle dla dorosłych, przedstawienia dla dzieci, spotkania z twórcami, rozmowy z aktorami dominowały podczas zakończonego Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Ulicznej w Chojnicach. Stara, wyraźnie sfatygowana walizka a w niej: balony, sznurki, szmatki, stare bezwartościowe banknoty i oczywiście uwielbiane przez wszystkich „krówki” – tak niewiele trzeba, by obudzić dziecięcą wyobraźnię i przenieść najmłodszych w świat magii i dobrej zabawy. Zrealizowane przez Mieczysława Giedroycia widowisko „Ja, klaun”, będące ostatnią skierowaną do najmłodszych widzów propozycją tegorocznej „Chojnickiej Fiesty”, to klasyczna klaunada, rzecz z pogranicza teatru, zorientowana nie tyle na przedstawienie konkretnej fabuły, co na budowanie relacji z widownią. Mieczysław Giedroyć przy pomocy niezwykle prostych elementów: niezbyt skomplikowanych, lecz wywołujących element zaskoczenia sztuczek iluzjonistycznych, prostych rekwizytów czy klasycznych gagów stworzył widowisko pełne żywego humoru. Najmłodsi widzowie początkowo z lekkim oporem, później z pełną śmiałością współuczestniczyli w ulicznym widowisku, pomagając sympatycznemu Mietkowi w nadmuchiwaniu balonika, zaczarowywaniu przedmiotów czy wykonywaniu cyrkowych sztuczek. Ale nie tylko najmłodszych urzekł zabawny klaun. Również dorosła – ze wskazaniem na żeńską – część publiczności zdecydowanie polubiła pana w kraciastej marynarce i za dużych butach. Wszak klaun Mietek to mężczyzna prawie idealny – dobrze zarabia, potrafi gotować i jako prawdziwy gentelman nie zapomina, że kobiety lubią dostawać kwiaty. O sukcesie występu Mieczysława Giedroycia świadczyć może fakt, że nawet pochmurne do tej pory oblicza panów ochroniarzy na krótki czas trwania ulicznego show ustąpiły wyrazom zadowolenia i powszechnie udzielającej się uciechy najmłodszych.

fotoreportaz.jpg

wesele.jpg

Hej wesele, wesele!

Kto by pomyślał, że to właśnie Warszawa pokaże chojniczanom, jak w dawnej Polsce wyglądało tradycyjne wesele? A jednak! Aktorzy teatru Makata przy wtórze muzyki zespołu „Swoją drogą” zainscenizowali na Starym Rynku rytuał weselnego przejścia w sposób, w jaki odtwarzali go przedstawiciele społeczności tradycyjnych. Było więc folkowo, ale i … współcześnie. Para młoda jak się patrzy – cóż, że ona biedna, skoro młoda, cóż, że on stary, skoro bogaty. Nikomu nie przeszkadzało też, że łacińską mszę rozumie jedynie udzielający jej kapłan – bożyszcze i źródło książkowej mądrości. W ludowym światopoglądzie to nie kościelny, lecz rytualny, weselny właśnie wymiar ślubu zyskuje największe znaczenie dla obrzędu przejścia z nieczystego (bo pośredniego i statusowo niejasnego) stanu narzeczeństwa do waloryzowanego stanu małżeńskiego. Tak więc ludowo postrzeganemu rytowi weselnemu podporządkowane są wszystkie działania aktorów teatru Makata. Widowisko rozpoczyna sekwencja przejścia weselników w miejsce świętowania (niezmiernie istotny w kulturze ludowej wymiar drogi) i zaproszenia do wspólnej zabawy. Pojawiają się ludowe przyśpiewki (tu słowa uznania dla wokalnych uzdolnień żeńskiej części zespołu aktorskiego „Wesela”), sceny żegnania okresu beztroski (symboliczne oddanie dziecięcych zabawek), elementy agonu (popisowe starcia kobiet i mężczyzn oraz mężczyzn między sobą) a także podszyte motywacją matrymonialną zabawy. Całość oczywiście suto zakrapiana alkoholem.

Jedną z ciekawszych pod względem koncepcji reżyserskich scen widowiska jest wpisanie obecnych na spektaklu fotoreporterów w wewnętrzną warstwę inscenizowanego spektaklu. Fotoreporterzy funkcjonują więc w pewnym momencie na dwu płaszczyznach – jako (paradoksalnie) wykonujący zdjęcia wesela i … „Wesela”. Ostatecznie przedstawienie kończy się wspólną zabawą aktorów i widzów, którzy zachęceni przez weselników dołączają do grona biesiadujących. Wspólnie odśpiewane na zakończenie „Sto lat” jako – moim zdaniem nazbyt współczesne, burzy niestety spójność utrzymanego dotychczas w tonie folkowym widowiska. Uwspółcześnienie to było, jak przypuszczam, jedynym sposobem zaangażowania widowni we wspólną zabawę. Widząc jednak opór zebranych (wyłączając widownię dziecięcą) zastanawiam się jednak… Czy było warto?

fotoreportaz.jpg

matka.jpg

„Czasem matek” Teatru Ósmego Dnia z Poznania zakończyliśmy w niedzielę (10 lipca) tegoroczny Międzynarodowy Festiwal Sztuki Ulicznej „Chojnicka Fiesta”. Teatr jako znany mieszkańcom naszego miasta z poprzednich edycji imprezy zgromadził na placu przy Wagnera liczne grono ulicznych widzów. Kto przybył z pewnością nie żałował, bo Ósemki, choć wywodzą się ze środowiska studenckiego stanowią dziś – jeśli wolno mi użyć tak ryzykownego stwierdzenia – klasykę polskiej alternatywy teatralnej. „Czas matek” w reżyserii Ewy Wójciak to spektakl monumentalny i niezwykle widowiskowy, choć jego fabułę można streścić w zaledwie kilku słowach. Oto kobiety – matki, rodzą dzieci, czule się o nie troszczą i pielęgnują. Wychowują przyszłych żołnierzy – bohaterów i oprawców, katów i ofiary. Cierpienie i miłość rodzicielki wznoszą się tu jednak ponad dychotomiczne podziały, zaś sam spektakl odczytywać można jako wołanie współczesnych kobiet o przywrócenie normalnego biegu macierzyństwa. Inspiracją dla „Czasu matek” stały się historie kobiet, które przeżyły śmierć własnych dzieci, walczących w Iraku, Czeczenii i Afganistanie.

Początkowe sekwencje widowiska oparte są silnie o symbolikę płodności. W konwencji rytuału utrzymane są sceny zapłodnienia oraz porodu, budzące silne skojarzenia z neolitycznym kultem Wielkiej Matki – bogini życia i płodności. Eksponowane są przede wszystkim kobiece biusty i brzuchy – miejsca szczególnie życiodajne. Kobiety pogrążone w ekstatycznym tańcu przenoszą nas w rzeczywistość nie tyle nieziemską, co ziemsko wyjątkową – cud narodzin wybrzmiewa tu z niesamowitą siłą. Od momentu porodu nasycenie elementem cudowności macierzyństwa podporządkowane będzie porządkowi gradacji opadającej. Matki z wózkami (przypominający jajo kształt wózka znów odsyła w stronę symboliki życia) dbają o wzrost swych pociech (scena z konewkami). Z czasem dzieci dorastają i wkraczają w dorosłość, zaś rola matek trywializuje się coraz wyraźniej. Największym krokiem w dorosłość jest wstąpienie do wojska – od tego momentu dzieci z indywiduów, istot jedynych ważnych w życiu własnych matek staną się nikim – numerami, trybikami w wielkiej wojskowej machinie. W ostateczności stają się jedynie zdjęciami z nagrobnych medalionów, coraz bardziej niewyraźnymi, zatracającymi się w wielości nieznanych twarzy. Jak pisze Ewa Wójciak – „metafizyce narodzin przeciwstawia się wszechogarniająca bylejakość i anonimowość śmierci”. Widowisko kończy scena prania koszul, które paradoksalnie jako czynność prozaiczna urasta na naszych oczach do miary monumentalnego symbolu… cichego i pokornego macierzyństwa

Agnieszka Straburzyńska-Glaner

fotoreportarz.jpg

O północy na boisku przy Centrum Park miało miejsce uroczyste zamknięcie przez burmistrza Arseniusza Finstera XIX Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Ulicznej „Chojnicka Fiesta 2011”. Organizatorami był Urząd Miejski i Chojnicki Dom Kultury.

  1. 11 lipca 2011  08:49   Super impreza, coś ...   anonim

    Super impreza, coś pięknego, ile to wniosło do szarego życia chojniczan wie ten, co oglądał prezentacje. Brawo organizatorzy, brawa dla was aktorzy.

    0
    0