Dzieje bazyliki zawarte w nowej książce

Dzieje chojnickiej fary a od 1993 roku bazyliki mniejszej zasługują na obszerne monograficzne opracowanie. Wszyscy, którzy dzisiaj (10.03.) przybyli do świątyni, mieli okazję spotkać się z chojniczaninem, ks. Damianem Lewińskim.

Chętnych do nabycia publikacji nie brakowało.   |  fot. (ro)

W swojej macierzystej parafii poświęcił pracę magisterską wieńczącą jego edukację w seminarium w Pelplinie. Dokładniej zawarł jej dzieje w latach 1772 - 2000. Efektem niemalże benedyktyńskiej pracy dzieli się teraz z chojniczanami. Promocję poprzedził krótki koncert chóru Lutnia - nieprzypadkowo, bowiem autor książki był z nim ściśle związany.

 - Już coraz bliżej do pełnej monografii, chociaż nie jest to jeszcze pełne opracowanie - mówił w laudacji. ks. dr Wiesław Śmigiel. - Ale ta książka, jak każda publikacja dotycząca historii zasługuje na uznanie. Tym bardziej, że autor postępował bardzo sumiennie. Zawdzięczamy to też zdecydowanej postawie promotora tej pracy ks. prof. Anastazego Nadolnego - wybitnego znawcy dziejów Kościoła w naszej diecezji a zarazem osoby bardzo skrupulatnej co do metodologii badań naukowych.

Potwierdził to autor mówiąc m.in. - Nieraz oddawałem do sprawdzenia w porze obiadu 40 - 50 stron i już wieczorem wracały one na moje biurko. Widząc to, byłem wręcz zmuszony do szybkiego tempa pracy. Mobilizował mnie także ks. prałat Jacek Dawidowski, który przyjął z entuzjazmem moje zainteresowanie tym tematem.

Dla potrzeb wydawniczych pracę magisterską nieco okrojono, ale pozostała jej zasadnicza część. Pierwszy rozdział traktuje o ogólnej historii, kolejny omawia materialną sferę dziejów parafii, rozwój kolejnych miejscu kultu i modlitw - powstawanie kolejnych kaplic, kościołów. Trzeci rozdział to setki nazwisk tworzących kolejne pokolenia proboszczów, wikariuszy, katechetów, współpracowników świeckich, jest też mowa o zgromadzeniach zakonnych działających w obrębie parafii.

Wreszcie ostatni rozdział jest poświęcony duszpasterstwu sakramentalnemu. Książka posiada też streszczenie w języku niemieckim. Nakład jest ograniczony, więc warto jak najszybciej udać się do biura parafialnego, by za przystępną cenę (20 zł) nabyć tę książkę. Najbliższa okazja nadarzy się jutro po mszy św. po godz. 9, wtedy też można otrzymać dedykację od autora.

Ksiądz Damian Lewiński ukończył chojnickie LO. im. Filomatów Chojnickich w 1997 roku. Po odbyciu studiów w Pelplinie w latach 2003 - 2006 był wikariuszem w Lipuszu a w latach 2006 - 08 - w Starogardzie Gdańskim. Od 2008 roku jest wikariuszem polskiej misji w Monachium. Książka jest kolejnym tomem z serii "Biblioteka Filomaty". Wydanie publikacji współfinansowali Urząd Miejski oraz Bank Spółdzielczy w Chojnicach.

(ro)

fotoreportaz.jpg

  1. 14 marca 2012  16:27   oddać protestantom ...   zwingli

    oddać protestantom kościół, bezprawnie im zabrany przez tę bezczelną i zdradziecką kontrreformacje prowadzoną przez jezuicką mafię.

    0
    0
  2. 11 marca 2012  21:39   Trzeba uczyć, uczyć i jeszcze raz   Set

    uczyć. Uswiadamiać co krok by ciemnota nie wygrywała.

    0
    0
  3. 11 marca 2012  19:14   Historia z innego punktu widzenia (1)   Lex

    Już Mieszko I płacił Rzymowi świętopietrze i dziesięcinę hierarchii lokalnej. Początkowo ze skarbu książęcego, ale sumy te ściągał przecież w formie danin z ludności. Przyjęcie chrześcijaństwa wiązało się więc dla naszych przodków z nowymi podatkami, czyli zubożeniem. Pamiętać trzeba, że w świątyniach pogańskich składano dobrowolne, a to co innego niż przymus. Do tego kler wówczas w całości był `importowany\', głównie niemiecki, co budziło dodatkowy sprzeciw. W roku 1000 Chrobry zaczął przerzucać kościelną dziesięcinę na ludność. Spadły na nią też ciężary państwowe związane z mocarstwową polityką Chrobrego i jego ciągłymi wojnami. Wprowadzenie nowej wiary wcale nie odbywało się pokojowo, czego dowodem jest zapis, że Chrobry za spożywanie mięsa w piątki kazał wybijać zęby. Wycinano święte gaje, burzono i palono chramy, niszczono posągi odwiecznych bogów. Toteż już w 1034 roku nasi przodkowie powstali, wyrżnęli pasożytów niosących niemiecką wiarę i przywrócili wiarę ojców. Chrześcijaństwo rzymskie zaprowadził ponownie Kazimierz Odnowiciel na czele... hufców niemieckich, Rzeź naszych zbuntowanych przodków trwała kilkanaście lat, aż wrócił niemiecki, o, przepraszam katolicki porządek. I było coraz gorzej. Klechom było ciągle mało, a ich pomysłowość w zakresie nowych form wyłudzania zdumiewa nas nieustannie. Na początek omówimy daniny wysyłane z Polski do Rzymu. Zacznijmy od najdawniejszej daniny - świętopietrza. Świętopietrze, czyli denar św. Piotra, wysyłano do Rzymu. W XI w. przerzucono ten podatek na ludność. Początkowo płacone je jako podymne (denar od dymu, czyli komina), ale w roku 1318 zamieniono je na pogłówne, czyli denar od głowy. Ten blisko sześciokrotny wzrost Kościół wymusił na Łokietku szantażem - chodziło o zgodę papieża na koronację. Była to opłata szczególnie znienawidzona, bo nie płaciła jej szlachta ani kler, a więc uważano ją za skrajnie niesprawiedliwą. Także dlatego, że wielodzietne, a więc biedniejsze rodziny płaciły więcej. Zachowały się dokładne dane na temat wydartych pieniędzy. Na przykład w latach 1319 - 1328 ściągnięto 2408, 5 grzywien złota, a od 1343 do 1357 r. już 8148 grzywien srebra. Grabież rosła wraz ze wzrostem ludności. Polska płaciła świętopietrze do 1564 roku, najdłużej w Europie. Nie mogła przerwać tej grabieży, ciągle procesując się z zakonem krzyżackim o Pomorze, bo procesy te toczyły się przed sadami papieskimi. Zaprzestanie płacenia groziło przegraniem procesu. Szantaż był oczywisty. Potem Kościół nie uznawał pokoju toruńskiego, który przywracał Polsce Pomorze i Warmię (do dzisiaj nie uznał!), i wszystko, co chciano załatwić w Rzymie, zależało od płacenia świętopietrza. Grabież przerwała szlachta ewangelicka, która po prostu odmówiła płacenia od swych poddanych. Annaty - były to opłaty za objęcie godności kościelnej, do której przynależały określone beneficja. Wynosiły równowartość jednorocznych dochodów na obejmowanym stanowisku. W XIV w. wprowadzono annaty papieskie. Papież nie zatwierdził żadnej nominacji biskupa czy opata, zanim nie dostał kasy. Nie awansowali tylko ci, którzy podpadali w Rzymie lub Habsburgom; rzadziej królowi. Polskiemu, oczywiście. Od II połowy XVI w. z annat ściąganych z Polski Kościół zrobił sobie żyłę złota w ten prosty sposób, że biskupi awansowali z biedniejszych diecezji na bogatsze. O awanse zabiegali sami, a `popychali\' je w Rzymie ekstrałapówkami. Dlatego `posługa\' biskupa w jednej diecezji była krótka, 5 - 10 lat, rzadko więcej. Na przykład biskup Stanisław Dąmbski przez 27 lat `pasterzowania\' trzodzie w końcu XVII w. obkolędował aż pięć diecezji. Każdy awans to annat, czyli łapówka, każda zwalniana diecezja to olejne annaty od następcy, którzy też zwalniali diecezję. Śmierć biskupa była dla papieża i kardynałów czystym interesem, bo wpadała kasa od następcy, który też zwalnianą diecezję oddawał następnemu. Jak łańcuszek św. Antoniego. Awanse kościelne w młodym wieku były przywilejem członków rodów panujących i możnych. Każdy awans był obwarowany opłacaniem się. Najwięcej płacono za diecezję gnieźnieńską - 5 tys. dukatów, krakowską - 3 tys. i płocką - 2 tys. dukatów. Annaty w Polsce zniesiono w 1564 roku, ale biskupi i opaci płacili je wprost do Rzymu aż do rozbiorów. Dziesięcina do Rzymu - płacili ja wszyscy duchowni w wysokości 1/10 dochodów rocznych. Płynęła więc do Rzymu rzeka wyłudzonych pieniędzy. Tylko za panowania Zygmunta Augusta wysłano papieżom w sumie około 2 tys. wozów złota i srebra! A Polska nie miała pieniędzy na obronę granic... W tej części zajmiemy się pieniędzmi wożonymi do Rzymu przez tych, którzy jechali tam coś załatwić, a takich spraw było wiele. Jechały więc do Rzymu ciężkie od złota sakiewki z przyczepionymi do nich petentami. Opłaty za sądy papieskie - od wyroków sądów kościelnych, np. potępień czy ekskomunik, można się było odwołać do Rzymu. To oczywiście kosztowało krocie/Co najważniejsze, dawało Kościołowi rzeczywistą władzę sądowniczą nad ogółem ludności. Utrzymanie legatów papieskich wraz z ich dworami było obowiązkiem danego panującego, który, oczywiście ściągał na to pieniądze od poddanych. Orszaki i dwory legatów godne były władców i odpowiednio kosztowały.

    0
    0
    Pokaż/ukryj odpowiedzi
    • 11 marca 2012  19:55   ciebie to juz nieźle ...   anonim

      ciebie to juz nieźle powalilo, po co skopiowany tekst tu wklejasz, nikt nie jest debilem i potafi w necie sam poszukac

      0
      0
  4. 11 marca 2012  16:45   Tylko już starsi wierzą w   Sis

    bajki. Inni zaczynają używać rozumu.

    0
    0
  5. 11 marca 2012  06:14   To żle, a nawet bardzo zle, ...   anonim

    To żle, a nawet bardzo zle, ze nie bylo osób mlodych, widać jak interesują się historią tego miejsca, a potem sie wszyscy dziwią, ze takie pustostany, ale na necie to eksperci od wszystkiego.

    0
    0
  6. 11 marca 2012  00:56   ...   anonim

    ale średnia wieku, no no. Jak tak dalej pójdzie, gdy babcie i)

    0
    0
  7. 10 marca 2012  20:59   strzel.   anonim

    Osoby nie mieli,a miały!

    0
    0