Barbara Łącka i jej rzeźby

Mogła zostać matematyczką albo biegaczką. Wybrała Akademię Sztuk Pięknych w Gdańsku. Nie żałuje, choć łatwo nie jest. Swoje prace – te bardziej miniaturowe – pokazała podczas wieczoru w ramach Jesiennych Impresji w Baszcie Nowej.

Barbara Łącka niebawem pokaże wystawę „Zależności społeczne”, też w ramach Jesiennych Impresji.   |  fot. Maria Eichler

W szkole pasjonowały ją ułamki, a także bieganie. Na kółko plastyczne chodziła, i owszem, ale rysowanie i malowanie za bardzo jej nie pociągały. Wybrała się na studia, właściwie tak do końca nie wiedząc, czy ma to sens, choć rzeźbę wybrała świadomie. Drobna i krucha, jak to widać na zdjęciach z rozlicznych plenerów i akcji, w których brała udział, mierzyła się z materią, nierzadko wagi ciężkiej. Ale było i tak, że jej plenerowe instalacje w Belgii składały się z liści trzepoczących na żyłce, bo zadanie było  takie, by wykonać pracę z naturalnych materiałów dostępnych w lesie.

Czy wiesz, co jesz?

Praca dyplomowa to był ciężki kaliber, bo rzeźbiarska refleksja nad żywnością modyfikowaną genetycznie. Dla swoich pokawałkowanych ciał zanurzonych w akwariach wypełnionych ziarnami wybrała odpowiednie miejsce ekspozycji – Akademię Medyczną. Bo tam można było od razu podyskutować, czy GMO to zbawienie, czy jednak klęska. Zdania były podzielone...

Barbara Łącka lubi, gdy jej rzeźby prowokują do zadawania pytań. Niebawem pokaże wystawę „Zależności społeczne”, też  w ramach Jesiennych Impresji. Wie, że będzie musiała za chwilę zdecydować, czy wybierze małe formy, czy duże. Kusi ją medalierstwo, ale nie jest pewna, czy to właśnie jej droga. Na wystawie w Baszcie Nowej jej ceramiczne i metalowe drobiazgi wzbudziły zachwyt. – A może coś z biżuterii – podpowiadały panie.

Gdzie ta wolna głowa...

Na razie jest tak, że ma pracownię. I ma też pracę, która pozwala żyć. – Ale z tworzeniem jest tak, że trzeba mieć do tego wolną głowę – mówi. – U mnie to wciąż utopia... Czy takie małe miasto jak Chojnice to dla niej szansa na rozwój? – Jest wiele ograniczeń – odpowiada. – W większych ośrodkach jest jednak więcej możliwości, więcej ofert, ciągle się tam coś dzieje. Ale cóż, trzeba żyć...

Swoją prezentacją rzeźbiarka zaciekawiła do tego stopnia, że słuchacze nie za bardzo chcieli się ruszyć – mimo zaproszenia na herbatę i na wino. Długo jeszcze zadawali pytania i gratulowali chojniczance talentu.

Tekst i fot. Maria Eichler