Wychodząc na ulicę mówią NIE zaostrzeniu prawa aborcyjnego

Pomimo niesprzyjającej aury, około 20 osób pikietowało wczoraj (3.02.) przeciw zaostrzeniu prawa aborcyjnego w Polsce. Od tygodnia, terminacji ciąży nie można dokonać np. ze względu na duże i nieodwracalne uszkodzenie płodu.

Po trzech miesiącach przerwy w Chojnicach ponownie odbył się Strajk Kobiet. Od teraz mają się one odbywać cyklicznie, raz w tygodniu. Prawdopodobnie w poniedziałki lub środy.   |  fot. A. Zajkowska

Na mocy opublikowanego 27 grudnia orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego nie obowiązuje w Polsce już kompromis aborcyjny z 1993 roku. Od dziewięciu dni, terminacji ciąży można dokonać ze względu na dwie, a nie trzy przesłanki. Do tej pory kobiety mogły usunąć ciążę w sytuacji, kiedy zagrażała ona życiu lub zdrowiu ciężarnej, dziecko pochodziło z gwałtu lub wykryto ciężkie i nieodwracalne upośledzenie płodu albo nieuleczaną chorobą zagrażającą jego życiu.

Od ponad tygodnia przeciw nowemu prawu, w całej Polsce, odbywają się protesty. Wczoraj takowy zorganizowano także w Chojnicach (po raz pierwszy od trzech miesięcy). Manifestacja rozpoczęła się na Starym Rynku. Stamtąd około 20-osobowa grupa przeszła na ulicę Sukienników, przy której mieści się biuro posła PiS, Aleksandra Mrówczyńskiego. Następnie pikietujący wrócili na płytę rynku.

Tam, wykorzystując rozstawione ramy, w których eksponowana jest wystawa IPN „Bunt robotników. Grudzień 1970 - luty 1971”, rozwieszono kilkunastometrowy transparent z hasłem „Chojnice walczą o prawo do aborcji”. Chętne osoby, na tkaninie mogły dopisać własne hasła bądź postulaty. Kilka osób skorzystało z tej możliwości. Na płachcie namalowano symboliczne osiem gwiazd, słowo „wybór”, „nie jesteśmy inkubatorami” oraz „chcę mieć wybór!”.

- Jako dorosła obywatelka tego kraju chciałabym mieć wybór. Chciałabym żyć w kraju, który będzie mnie wspierał, jako matkę, jako kobietę i jako człowieka, a nie fundował mi zagrożenie życia i psychiki. Przyznam, że nie czuję się już swobodnie w tym miejscu. Chcę żyć w kraju, w którym kiedy postanowię założyć rodzinę i okaże się, że moje dziecko ze względu na chorobę, będzie skazane na śmierć we mnie lub zaraz po urodzeniu, w męczarniach, to chciałabym mieć pewność, że moja ojczyzna się mną zaopiekuje.

- Nie skaże mnie i mojego partnera na jeszcze większą niż aborcja traumę. Chcę mieć możliwość sama podjąć decyzję o swoim, i swojej rodziny, losie. Chciałabym być wspierana. Chciałabym żeby to był mój wybór, a nie kogoś obcego, kto nie zna mnie, ani mojej sytuacji. Nie chcę żeby ta decyzja należała do kogoś, kto nie zaopiekuje się ani mną, ani moim ciężko chorym dzieckiem - uważa Agnieszka z Chojnic, jedna z protestujących.

W podobnym tonie wypowiadał się także pan Andrzej, mężczyzna, który podkreśla, że po takich decyzjach TK, jak ta ostatnia, wychodzenie na ulice i mówienie rządowi głośno „Nie” to obowiązek. - Większość mężczyzn zapewne ma w głowie, że kiedyś będą ojcami. Sporo z nich będzie w związku gdzie, partnerka może być narażona np. na konieczność urodzenia dziecka z poważnymi wadami. Największy dramat w tej sytuacji jest oczywiście po stronie kobiety, ale ojca to też dotyczy.

- Mnie osobiście to nie spotkało i oby tak pozostało. Ale sama wiedza, że być może będę musiał zostać ojcem takiego dziecka i nie będę miał na to żadnego wpływu, wyboru... Nie mówię jaką podjąłbym decyzją, ale chciałbym mieć wybór. A pozbawianie mnie go, już teraz wywołuje u mnie ciarki. A jak jeszcze pomyślę o mojej partnerce, to już w ogóle horror. Dlatego, pomimo, że to z nazwy jest to Strajk Kobiet, to protestować mamy prawo także my, mężczyźni. Nas to przecież też dotyczy - zauważał.

Anna Zajkowska