Ech....
Sama pamiętam, jak na początku lat 70. mateczka zawlokła mnie rano do przychodni, a kiedy powiedziała w okienku, że mam ok. 40 stopni gorączki, pani się wychyliła, spojrzała na mnie i opierdzieliła mamę, że przyszła z tak chorym dzieckiem - kazała iść do domu, i że "lekarz przyjdzie do pani". I faktycznie, po najwyżej godzinie był w domu lekarz. Potem codziennie przychodziła pielęgniarka, robiła mi zastrzyki. I to było w tym siermiężnym PRL-u. A do dentysty to wyciągano w szkole z lekcji. W obecnej, kapitalistycznej Polsce, nawet pomarzyć o takim serwisie nie można…