Ekolodzy to wróg nr 1 w Polsce"
Jak czytamy w serwisie internetowym "Tygodnika Powszechnego" w Onet.pl, polska ekologia ma przeciwko sobie społeczeństwo, przemysł, martwe zapisy prawne i dziennikarzy. Ostatnie spory dotyczące ekologii, takie jak np. dotyczące Doliny Rospudy, sprawiają, że zieloni stają się w Polsce "wrogiem nr 1". W ubiegłym roku Instytut na rzecz Ekorozwoju po raz kolejny przeprowadził badania pokazujące stosunek Polaków do ochrony środowiska. Wyniki budzą zdumienie. Z jednej strony 60 proc. respondentów deklaruje szacunek do działań ekologów, 70 proc. rozumie konieczność poszukiwania alternatywnych rozwiązań dla kurczących się zasobów surowców naturalnych. 80 proc. Polaków określa swoje zachowania jako proekologiczne. Z drugiej jednak: 80 proc. respondentów podczas zakupów kieruje się przede wszystkim ceną. Metody produkcji przyjazne środowisku mają znaczenie dla niecałych 5 proc. Polaków, na rodzaj opakowania zwraca uwagę 1,6 proc. pytanych – czytamy w serwisie "Tygodnika Powszechnego". Rozbieżności są oczywiste i pokazują przepaść, jaka otwiera się pomiędzy deklaracjami a rzeczywistymi wyborami. Gdyby brać za dobrą monetę to, jak Polacy myślą o sobie, żylibyśmy w kraju ekologicznej szczęśliwości. Prawda jest zupełnie inna: z wielu powodów myślenie o ochronie środowiska znajduje się w defensywie. Groźba kryzysu, awantury wokół nieścisłych informacji o globalnym ociepleniu, konflikty z udziałem ekologów (np. o Dolinę Rospudy), a także coraz oczywistsza prawda, że ochrona środowiska może drogo kosztować – wszystko to sprawia, że zieloni stają się w Polsce wrogiem nr 1. Ta przemiana wizerunku – przemiana, podkreślmy od razu, niezasłużona (w ciągu minionych 20 lat przez kraj przetoczyły się raptem dwie afery, w których przeciwko ekologom padły zarzuty wymuszania łapówek) – przychodzi w fatalnym momencie. Wchodząc do Unii, zaciągnęliśmy szereg zobowiązań, związanych z przestawieniem energetyki, gospodarki odpadami czy planowania infrastruktury na zielone tory. Pierwsze ostrzeżenie otrzymamy w tym roku, kiedy unijni urzędnicy będą kontrolować, w jaki sposób zamierzamy spełnić wyśrubowane normy odzysku surowców wtórnych. Jak podkreśla serwis "Tygodnika", jeśli szukać błędów popełnionych przez polskie środowiska zaangażowane w ochronę środowiska, to leżą one gdzie indziej niż w przekonaniu o konieczności zasadniczych zmian w naszych postawach życiowych. To akurat droga, z której ekolodzy zejść nie mogą. Zapewne dlatego nadal niewielu wśród nich tłuściochów. Ważniejsze jest coś innego: przez minione 20 lat nie udało się stworzyć choćby zalążka siły politycznej, która potrafiłaby przemawiać nie tylko podczas spontanicznych protestów czy manifestacji, ale również z trybuny sejmowej. I nic nie wskazuje na to, by w najbliższych latach taka siła powstała. Ekolodzy polscy, mimo że zróżnicowani w swoich poglądach, postrzegani są jako jednolita masa niebezpiecznych dla przyszłości kraju radykałów i jako tacy spychani są na polityczny margines – inaczej niż w krajach Europy Zachodniej, gdzie stanowią silną grupę.