Pamiętam tą sobotę
Pamiętam tą przeklętą sobotę, kiedy najpierw włączyłem telewizor i na pasku TVP Info pokazała się zdawkowa informacja na temat, że dwie harcerki nie żyją. Jak długo żyję, myślałem, że ze mnie twardziel, to w ten dzień po prostu płakałem jak bóbr. Każda kolejna informacja napawała mnie przerażeniem. Najpierw samo to, że w ogóle ktoś w taki sposób w takim miejscu zginął. Mam harcerki w rodzinie. Niesamowite, najukochańsze pod słońcem dziewczyny, Agnieszkę i Dominikę. Wówczas niespełna 18-letnia Agnieszka, była na obozie harcerskim. Dzwonię do jej mamy Kasi. Pytam ją dosłownie, ledwo łzy tłumiąc "Gdzie jest Agusia??? Gdzie wy jesteście" a ta mówi, że rzeczywiście Aga jest na obozie. Ja na to: "Szybko tam dzwońcie, bo chyba gdzieś stała się jakaś straszna tragedia"...Kaśka mi po pół godziny oddzwania i mówi, że rzeczywiście z Agnieszką nie ma kontaktu. Ja wtedy się chwilowo załamałem, prawdę mówiąc, nawet się rozpłakałem...bo to jest naprawdę niesamowita, śliczna, mądra dziewczyna. Dużo też mamy z Agnieszką serdecznych wspomnień. Stanęła mi przed oczyma Agnieszka, która z właściwym sobie uśmiechem goniła po domu w kolędniczym przebraniu diabełka...stanęła mi przed oczyma chwila, w której przytuliłem zapłakaną Agnieszkę na pogrzebie jej dziadka, a mojego wujka i ojca chrzestnego. I dźwięczały mi jak przeklęty dzwon w uszach moje słowa nad trumną mojego wujka..."zabierz nas ze sobą...". I wtedy się zastanawiałem: "Po co ja to powiedziałem???" W tym momencie Kaśka oddzwania, że Agusia dzwoniła i są cali i zdrowi, ale ich kuchenny namiot przywaliło drzewo...Są w Jerzwałdzie. Jednocześnie w mediach pokazały się obrazki z lasu. Wyraźnie padła nazwa Bory Tucholskie i...miejscowość Suszek. Za chwilę poszły informacje, że chodzi o dziewuszki z Łodzi. Niby odetchnąłem, bo to nie Agnieszka, ale...jak szły następne informacje, że z jednej drużyny, jednej parafii i szkoły, a wreszcie, że jedna z dziewcząt, była tam ze swoją bliźniaczką, znów ciarki mnie przeleciały, bo ja sam miałem dziewczyny w klasie, które były bliźniaczym rodzeństwem i widziałem, jak one się kochają po siostrzanemu, jak one są blisko siebie. I wyobrażałem sobie, tylko, co może czuć Maja, siostra zabitej w Suszku Olgi. Nawet dotarłem do zdjęć wszystkich dziewcząt, które zginęły i tej ocalonej Majki. Asia...jakby ciebie chciała przewiercić na wylot oczyma...Olga...uśmiechnięta, ambitna, obdarzona radosnym spojrzeniem dziewczyna. Maja...bliźniaczo podobna do Olgi. W dodatku obydwie podobne do tych "moich" klasowych bliźniaczek. Mam ochotę tylko jedno zrobić...pójść gdzieś na zawody...albo gdzieś po prostu spotkać tą drużynę pod byle pretekstem i powiedzieć, że życzę Mai i reszcie, żeby się podniosły, podźwignęły z tej strasznej tragedii, choć na pewno to trudne, zwłaszcza dla Majki. Ale z drugiej strony cieszę się, jak widzę Majkę zabawiającą zuchenki, które są tak kochanymi szkrabami, że największego ponuraka rozbawią, a tym bardziej wyrwą z czeluści smutku taką dziewczynę. I widzę, że Majkę podnoszą, choć widzę też, że są dni, w których na jej twarz wraca smutek, żal...mam wrażenie, że tak jest zawsze w takim przypadku. Szczególnie w Wielkanoc, Boże Narodzenie, czy Wszystkich Świętych. Ja to widziałem w dniu 11 listopada i wstrząsnęło mną to do głębi. Widziałem też przejmujący smutek innej z dziewcząt, Amelki, aż do łez...podczas drużynowego opłatka i podczas wyjazdu drużyny do Suszka na rok po tragedii. Nie dziwię się, bo jak ja sobie wspomnę i pomyślę, że to mogła być Agnieszka np, samo mi się płacze.