Zlęknione marionetki
Chojniccy radni obawiali się głosu inicjatorów referendum tak jak bali się głosu mieszkańców naszego miasta wyrażonego w referendum. Bali się powtórzenia pytania o to jaki konkretnie zapis ustawy, kodeksu wyborczego, czy administracyjnego złamały dopiski na karcie z podpisami poparcia? Bali się, że inicjatorzy wspomną o tym, że przewodniczący Gabryś nie informował ich o zmianach terminu posiedzenia, czy próbował wymusić na nich wyjście z sali w trakcie trwania prac komisji. Bali się, że inicjatorzy zapytają dlaczego mówi o "nieusuwalnych uchybieniach" a tymczasem art 16. w punkcie 4. daje inicjatorowi 14 dni na usunięcie uchybień innych niż brakujące podpisy. Komisja nie odpowiedziała, dlaczego ustawa gwarantuje brak możliwości wycofania swojego poparcia z listy podpisów, ale jedna adnotacja poza polami do wypełnienia powoduje usunięcie wszystkich prawidłowych wpisów. Komisja nie wspomniała o art. 170 Konstytucji gwarantującym wszystkim obywatelom prawo do organizowania referendum w sprawach dla nich ważnych. Prawo te - przekreślając całe listy poparcia jednoznacznie się osobom podpisanym odbiera. Jak mogą poprzeć referendum, jeśli jedna adnotacja członka komisji, czy osoby liczącej podpisy może ich wolę unieważnić? Członkowie komisji nie stronili od półprawd i przeinaczeń. W mojej opinii koncertowo kłamał pan Gabryś, kiedy mówił, że nie pójdzie na konferencję prasową burmistrza, by zapowiadać wyniki prac komisji, kłamał mówiąc, że wyjaśnienia inicjatorów znalazły się w jego opinii, wreszcie kłamał, gdy mówił, że komitet nie dotrzymał ustawowego terminu publikacji informacji o referendum - niech każdy sam sprawdzi - ustawa terminu takiego nie zawiera. Radny Gabryś nie kłamał natomiast, gdy nie wspomniał, czy przyjął korektę pytania referendalnego, o którą jako pełnomocnik komitetu do niego się zwrócił. Wykorzystał jedynie okazję, żeby wspomnieć, że w wyniku"uchybienia" na kartach i na wniosku referendalnym znalazły się różne pytania. Mające charakter błędu edytorskiego pominięcie słowa "dorosłej" zostało przez wnioskodawców skorygowane - pominięcie tego faktu kłamstwem nie jest, ale czy jest dzięki temu choćby półprawdą? Ale nie kłamstwa i manipulacje były w tym wszystkim najgorsze ale tupet radnych, którzy bez zastanowienia głosują co chcą. Przegłosowali, że głosy są nieważne, choć ustawy i konstytucja głoszą inaczej, przegłosowali, że wnioskodawca nie może zabrać głosu, chociaż powołując się na Ustawę o samorządzie gminnym można by twierdzić zgoła inaczej. Przewodniczący Janowski powoływał się za to na statut - a przypięty do muru przez Radną Osowicką wycofał się i z tego. Wspominali przykład Pelplina przy innej okazji, a powinni wiedzieć, że tam wnioskodawca mógł swobodnie przekonywać członków rady. Czy się to komuś podoba, czy nie inicjatorzy referendum posiadali poparcie ponad 3 227 obywateli miasta, którzy poparli wniosek o referendum. Obywateli, którzy świadomie poparli tą inicjatywę, wbrew panom Gabrysiowi i Szlandze, którzy jako członkowie Komisji Rewizyjnej badali funkcjonowanie straży miejskiej i nie doszukali się jakichkolwiek problemów. Nie doszukali się tego o czym mówili nam mieszkańcy - nadgorliwości, obojętności na potrzeby mieszkańców, pogardy dla prawa i obywateli. Dlatego też obaj panowie szczególnie aktywnie wykonywali powierzone im zadanie. Z przebiegu całego postępowania nie mam wątpliwości - było nim "uwalenie" wniosku mieszkańców. Piszę o nich "panowie" z szacunku na wiek, choć z tego samego powodu popartego wątłością intelektualną wielu nazywa ich po prostu "leśne dziadki". Radny Bona oburzał się jako jedyny członek komisji, że niesłusznie zarzucono mu działanie według instrukcji. Nie wspomniał o tym, że przed spotkaniem komisji liczącej głosy jak i w przerwach chodzili do gabinetu burmistrza po wskazówki, rady i instrukcje. Nie wspomniał, bo może tak nie było, a może nie pamięta. Fakt, że do burmistrza gorliwie biegał i przynosił nowe argumenty. Czasem idiotyczne, innym razem tylko głupie. Ale jakich rad można spodziewać się od ludzi gardzących mieszkańcami miasta i demokracją w ogóle. Pomimo ust pełnych frazesów o poszanowaniu demokracji i woli mieszkańców. Kłamał też w moim mniemaniu pan doktor burmistrz Finster, który opowiadał się za zorganizowaniem referendum, później przeciw, potem znów żałował, że go nie będzie, ale kiedy miał okazję poprzeć referendum na wniosek Rady - nawoływał do jego odrzucenia. Kłamał także wprost przywołując przykład Pelplina, mówiąc, że inicjatorzy nie dochowali terminu publikacji ogłoszenia. Termin, który sam pan Wajlonis i marionetkowi radni sobie wymyślili wciąż bowiem biegnie - i zgodnie z ich interpretacją mija 18. września.. W opinii doraźnej komisji rady pominięto jeszcze jeden szczegół - fakt iż jedna z osób, której głos unieważniono złożyła pisemne oświadczenie o tym, że świadomie poparła wniosek o referendum. Wbrew woli osoby, która w terminie złożyła swój podpis i wbrew woli ponad setki innych osób całe karty z ich podpisami uznano za nieważne. Niezgodnie z prawem, wbrew logice, zdrowemu rozsądkowi i woli podpisujących się pod referendum mieszkańców. Tak działa demokracja po Chojnicku. Tak działa burmistrz i jego świta. Nich świętują, a nam pozostaje pamiętać, że pycha kroczy krok przed upadkiem.