Wyobrażam sobie, że było to tak:
Bogdan D. wpadł we wściekłość bo w trakcie składania fałszywych zeznań w sądzie uświadomił sobie, że poniesie konsekwencje prawne kłamstw, które wypowiadał. Rozprawa sądowa była nagrywana i można odtworzyć i skonfrontować z rzeczywistością każde jego kłamliwe stwierdzenie, a było ich sporo. Wydarzenia z sądowego korytarza są tak niewiarygodne, że trudno je powtórzyć bez szkody na własnej wiarygodności. Bo kto uwierzy, że stateczny burmistrz i jego ślubny dróżba będą wyzywać pozwanego od tchórzy, idiotów, gówniarzy, chłopczyków chorych na władzę, kierować do psychiatry i zastraszać? Bogdan D. zapytany, czy poza ubliżaniem zna jeszcze jakieś formy przekazywania swoich argumentów? - odpowiedziałe - Mogę ci to jeszcze ręcznie przetłumaczyć! Oto i redaktor naczelny, szanowany biznesmen, przedsiębiorca, który jak sam twierdzi prowadzi wielomilionowe interesy. Dawno temu, bo to już prawie 100 lat, żyli sobie w symbiozie inni ciekawi ludzie - Al Capone i Bill Thompson...