Sezon na wyrzucanie psów rozpoczęty

W Lichnowach w ciągu jednego tygodnia porzucono pięć psów. Łącznie, od początku wakacji - osiem, z czego dwa szybko znalazły swoich właścicieli. - Jak można tak po prostu wyrzucić członka rodziny?! - denerwuje się sołtys Zbigniew Nojman.

Chociaż psy porzucane są o każdej porze roku, to właśnie wakacje stanowią prawdziwe apogeum tego zjawiska   |  fot. ilustracyjne

Trwają wakacje, a w ich czasie najbardziej widoczny jest problem porzucania zwierząt. Błąkają się po ulicach, ale są zadbane, przerażone, nieufne, zdezorientowane i głodne, bo prawdopodobnie nigdy wcześniej nie musiały same zdobywać pożywienia. To cechy charakterystyczne zwierzęcia, które z powodów znanych tylko ich właścicielom, nagle straciły dom i opiekunów. Problem ten dostrzega w swoim sołectwie Zbigniew Nojman. W ciągu jednego tylko tygodnia w swoim sołectwie odłowił pięć bezpańskich psów.

Od znajomych z sąsiedniej wsi usłyszał nawet, że są wyrzucane w Lichnowach bo stworzył tzw. kojec sołecki. - Wątpię by przejezdni wiedzieli, że mam taki kojec i, że przez dwa trzy dni opiekuję się tymi zwierzętami. W tym czasie publikuję posty na Facebooku, które mają bardzo dużo udostępnień. Dzięki nim, 80 proc. tych psów, które do mnie trafiają znajdują właścicieli. 80 proc. to jednak nie 100, więc można zakładać, że pozostałe to psy porzucone. Te psy odwożę w końcu do schroniska - komentuje sołtys.

W ocenie Zbigniewa Nojmana, diagnoza tych 20 proc. jest prosta, sezon urlopowy. - Jedziemy na wakacje. Co więc zrobić z naszym ukochanym pieskiem? Pomysł: po prostu, wyrzucimy go na ulicy. Lichnowy są miejscowością przejazdową. Bardzo dużo osób skraca sobie drogę z Bydgoszczy, czy skądś tam i cyk, na przystanku pies. No właśnie, jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności te wszystkie psy znajdujemy przy ulicy Głównej w Lichnowach, bo to jest właśnie ta droga przejazdowa, o której mówiłem - zauważa.

Sołtys podkreśla też wyrachowanie i kreatywność niektórych porzucających. Jako przykład podaje jednego z ostatnich piesków, które przygarnął do kojca. Zwierzak do obroży miał przyczepiony… kawałek łańcucha. - On był tam tylko po to, żeby udawać, że pies się zerwał. Tylko, że to absolutna nie prawda, bo łańcuch był nowy i doczepiony, co widać po ostatnim ogniwie. Także pies nie zerwał się z łańcucha! Pies chodzi przy mojej nodze, daje się nakarmić, jest bardzo łagodny i piękny. Nie jestem w stanie słowami opisać jak bardzo mnie to bulwersuje - komentuje Nojman.

Sołtys przyznaje, że bardzo emocjonalnie podchodzi do tematu, bo całe życie miał w swoim domu psy i uważa, ze to członkowie rodziny jak brat, siostra, babcia czy wujek. - Szkoda mi ich żeby się wałęsały, głodne były. Dlatego apeluję - dbajmy o psy! Dbajmy o zwierzęta!

Nie tylko psy. Koty są podrzucane kartonami

Barbara Homa-Bońkowska przyznaje, że temat Lichnów i porzucenie pięciu psów w ciągu jednego tygodnia jest dla niej szokujące. - Być może te psiaki wcześniej były przygarniane, nie wiem, jak była pandemia, by móc wyjść z domu. A w tej chwili lądują one na ulicach - próbuje znaleźć uzasadnienie tych czynów zastępca kierownika „Przytuliska”. Przyznaje, że w Chojnicach nie ma zbyt dużego problemu porzucania psów, bo od początku czerwca do teraz pod dach schroniska trafiło ich pięć. Jednak przyznaje, że obserwuje bliższą i dalszą okolicę, a tam problem jest wyraźniejszy.

- Widać to chociażby obserwując posty w mediach społecznościowych. Co chwilę rzuca się w oczy post o porzuconych psiakach przy polnych drogach, przywiązanych do drzewa. Jest to niepokojące - komentuje. - U nas często jest też tak, że właściciele piesków się znajdują. Na szczęście. W chojnickim „Przytulisku” ani w tym roku, ani w zeszłym nie odnotowaliśmy wzmożonego odławiania porzuconych psów. Plagą są jednak koty. Te, w tej chwili docierają do nas kartonami (od początku czerwca 34 kocięta - przyp. red.). Czy są one porzucone, czy to mioty kotów bytujących u kogoś, kto je później pakuje w kartony i wywozi, tego nie wiemy – opowiada.

Koty do schroniska dla zwierząt docierają w różnym stanie, z katarem, poturbowane po wypadkach. Jeden z ostatnich ma nawet oskalpowaną brodę. - Z kotami jest tak, że ciężko powiedzieć czy one są faktycznie znalezione, czy ktoś pakuje do kartonu kolejny miot swojej kotki, przywozi i mówi, że znalazł przy drodze. Nie jesteśmy w stanie tego zweryfikować - mówi Barbara Homa-Bońkowska. Zdarza się jednak tak, że pracownicy „Przytuliska” rozpoznają osoby, które co roku przychodzą z nowym miotem kociąt, podobno znalezionym przy drodze.

Jak mówi zastępca kierownika, lepiej tak, niż je uśmiercać. Często w barbarzyński sposób. Upomina także, że zwierzęta, których nie jest się w stanie upilnować należy poddać zabiegowi kastracji. Barbara Homa-Bońkowska, zwraca się również z apelem. - Kiedy decydujemy się na zwierzaka, jakiegokolwiek, to pamiętajmy, że jest to wieloletnia opieka oraz koszt. Kiedy jedziemy na urlop to nie zostawiamy ich na ulicy. Są specjalne hotele na terenie Chojnic i w ościennych miejscowościach.

- Jest ich tu kilka, więc nie jest też tak, że wszyscy muszą z jednego korzystać. I jeśli w tym jednym nie ma miejsc to już koniec, nie ma co zrobić ze zwierzęciem. Jest możliwość zarezerwowania terminu, ale też nie „za pięć dwunasta”. Zdarza się, że ktoś w piątek do nas dzwoni, w poniedziałek wyjeżdża i jest zdziwiony, że nie ma miejsca. Obłożenie w hotelach jest spore,szczególnie w czasie wakacyjnym, stąd prośba: myślcie państwo o swoich pupilach szybciej, już na etapie planowania urlopu, a nie na ostatnią chwilę.

Ważna jest psychika

Porzucenie psa to też wielkie obciążenie dla jego psychiki. Czworonogi, które najczęściej trafiają do „Przytuliska” łączy kilka cech. - Wyglądają jakby przed chwilą wyszły na spacerek. Jeszcze pachną kanapą i perfumami swojej pańci, ale są nieufne, zdezorientowane. Często jeśli pies został wyrzucony z auta to goni samochody. Kilka dni temu mięliśmy takiego owczarka niemieckiego przy rondzie Solidarności w Chojnicach. Nie chciał się ruszyć z tego miejsca. No bo właśnie, często jest tak, że zwierze wraca do miejsca porzucenia. Trochę się oddali, może się kręcić po okolicy, ale wraca w miejsce porzucenia i czeka, aż ktoś po niego wróci. Nie rozumie dlaczego został tam zostawiony. Jest to dla niego ogromy stres.

- Olbrzymim stresem jest także samo odłowienie. Psy bywają nieufne. Nie każdy zacznie merdać ogonem i jeść z ręki. Za zwyczaj jest to wabienie, jest potrzebnych przynajmniej kilka osób żeby zabezpieczyć teren, by nie wszedł pod samochód, nikogo nie uszkodził, bo atak też jest jedną z form obrony. To dla zwierzęcia nie jest normalna sytuacja, że ktoś obcy próbuje go złapać. W przypadku tego ostatniego owczarka, po dłuższym czasie, kiedy nie udawało nam się go odłowić, musieliśmy w końcu użyć klatki samołapki.

- Od niektórych  przechodniów słyszeliśmy komentarze , że nic nie robimy, że przecież to wystarczy tylko podejść i chwycić psa. No właśnie nie zawsze tak jest. Po porzuceniu, po utracie właściciela, dezorientacja i naturalne instynkty obronne mogą brać górę - wyjaśnia Homa- Bońkowska.

Anna Zajkowska