Paulina Hendel wśród wampirów i strzyg

Tuż przed turniejem rycerskim w fosie miejskiej w Chojnicach można było posłuchać o tym, jak wciąż jeszcze dawne wierzenia i zabobony tu i ówdzie dają o sobie znać.

Autorka może się pochwalić imponującym dorobkiem.   |  fot. Maria Eichler

O tym, że tak jest, a raczej było na polskiej wsi jeszcze w XX w., mówiła w bibliotece autorka książek Paulina Hendel, której trylogia „Zapomniana księga” i kolejna „Żniwiarz” cieszą się wielką popularnością zwłaszcza u młodszych czytelników, choć chętnie do tych opowieści zaglądają także starsi. – Czasami jest tak, że młodzi czytelnicy mówią mi, że w ogóle niczego nie czytają, a po tym, jak sięgnęli po moje powieści, mają apetyt na więcej – mówiła Hendel. – To bardzo miłe.  

Dobre, bo polskie

Jak twierdzi, od zawsze pociągały ją ludowe wierzenia i ubolewa, że na ogół wiedza o nich jest nikła. – Nigdy nie rozumiałam, dlaczego nasze demony mają być gorsze od amerykańskich wampirów czy zombie – wyznawała. – A moją pierwszą książkę napisałam dla młodszego brata. I raczej adresuję to, co piszę, do młodzieży.

Książki można było kupić na spotkaniu

A od tego, o czym mówiła, włos mógł się zjeżyć na głowie. A więc jak np. radzono sobie z wampirami, żeby nie wracały i nie zabierały z sobą swoich bliskich…Było więc m.in. o odciętych głowach… I o innych sposobach, mniej już może makabrycznych, ale mających przynieść ten sam skutek – powstrzymać złe duchy przed powrotem na ziemię.

Nawet nie zdajemy sobie sprawy, że coś z tych wierzeń przetrwało, np. przebijanie trumny gwoździami czy sypanie ziemi na trumnę – mówiła. – Dziś też mamy zawiązują czerwoną wstążeczkę na dziecięcym łóżeczku, by odstraszyć demony. Nie witamy się przez próg, a rodzice swoim dzieciom dają dwa imiona, bo jeśli rodzimy się z dwiema duszami, to obie muszą być ochrzczone. Bo ta, która nie będzie, może stać się strzygą…

Lekarstwo na miłość

Były kiedyś rozliczne czary miłosne, czary lekarskie, sposoby na alkoholika i na chorego na padaczkę. I nawet kołtun w dawnych wierzeniach odgrywa pozytywną rolę, bo przydaje się do wygnania chorób. Dziś machamy na to wszystko ręką, choć może nie tak znowu do końca, bo każdy chyba ma w zanadrzu jakąś barwną opowieść z duchami w tle. – Spotkałam pana, który na serio wierzył, że istnieją szczuroludy, ale nie udało mi się dowiedzieć, jak wyglądają – opowiadała Hendel.

A nam przecież też zdarza się zmienić drogę, gdy nagle wyskoczy na niej czarny kot…

Tekst i fot. Maria Eichler