NFZ przyznał dodatki dla pracowników medycznych z chojnickiego DPS-u

Wnioskowały o to władze powiatu oraz dyrektor Domu Pomocy Społecznej w Chojnicach. Do rozdysponowania będzie 55 tys. zł za pracę w bardzo rygorystycznym reżimie sanitarnym. Premia będzie wypłacona za miesiące od maja do sierpnia.

Od początku pandemii koronawirusa, chojnicki DPS działa w specyficznych i trudnych warunkach.   |  fot. ilustracyjne/D. Wałdoch

Pieniądze z Narodowego Funduszu Zdrowia, w formie dodatku, otrzyma siedem osób. Są to pielęgniarki oraz ratownicy medyczni. - Te pieniądze mają przysługiwać za miesiące: maj, czerwiec, lipiec, sierpień. Nasz wniosek jest wstępnie pozytywnie rozpatrzony. Czekamy na umowę do podpisania. To zapewne kwestia kilku najbliższych dni, może dwóch tygodni jak powinniśmy dostać umowę, a zaraz po jej podpisaniu, pieniądze - mówi Dagmara Orzech, dyrektor Domu Pomocy Społecznej. Do rozdysponowania będzie 55 tys. zł brutto.

W ramach drugiego projektu Pomorskie Pomaga, DPS otrzymał także pieniądze na dodatki dla pozostałych pracowników ośrodka. W zeszłym tygodniu, za okres lipiec, sierpień i wrzesień, premię otrzymali opiekunowie, panie sprzątające, terapeuci. - Słowem, wszystkie pracujące u nas grupy zawodowe. Wszyscy, którzy czynnie biorą udział w opiece i życiu mieszkańca - komentuje szefowa DSP.

Kasa z ROPS

Powiat, po raz drugi, złożył też wniosek o grant do Regionalnego Ośrodka Polityki Społecznej, na doposażenie DPS-u oraz na środki ochrony indywidualnej dla personelu. Wcześniej, na początku pandemii koronawirusa, samorządowi przyznano na ten cel 200 tys. zł. - Na to zadanie trzeba było mieć 20 proc. wkładu własnego. Staraliśmy się więc o 80 proc. dofinansowania. Pieniądze zostaną przeznaczone na środki do dezynfekcji, kombinezony, maseczki i inne środki ochrony osobistej, sprzęt doposażenia izolatek, defibrylator, lampy bakteriobójcze, łóżka, materace antyodleżynowe - mówi starosta chojnicki Marek Szczepański. Jak informuje dyrektor placówki, fundusze zostały przyznana, umowa z ROPS jest już podpisana i lada dzień powinny wpłynąć one na konto.

Ciężkie warunki

Od początku pandemii koronawirusa, chojnicki DPS działa w specyficznych i trudnych warunkach. Pracownicy działu opiekuńczo-terapeutycznego są podzielni na dwie grupy. Pracują w systemie „dwóch dni”. W praktyce oznacza to, że kiedy jedna grupa przychodzi na swoją zmianę, dwudniowy dyżur po 12 godzin, druga, ma w tym czasie wolne. - Te dwie grupy w ogóle się nie widują. W razie gdyby w jednej z nich coś się zadziało, to mam pewność, że z drugą grupą się ci pracownicy nie widzieli. Mam pewność, że są „czyści” - wyjaśnia dyrektor.

Do tej pory w chojnickim DPS-ie wykryto tylko jeden przypadek koronawirusa, u jednego z pracowników (w sierpniu). - Oby to się utrzymało jak najdłużej. Cały czas pracujemy w bardzo rygorystycznym reżimie sanitarnym. Obawiam się jednak, że z ilością zakażeń, którą obserwujemy codziennie, to pewnie nie da nam się przed tym ustrzec - przyznaje Dagmara Orzech. - Jednak jednym z naszych głównych zadań i założeń jest to, że nawet w sytuacji, kiedy któryś z nas, pracowników zachoruje, to żebyśmy pracowali w ten sposób by to się nie rozprzestrzeniło na naszych mieszkańców.

- Przy każdym naszym kontakcie z mieszkańcem, czy podczas zespołów, czy podczas pracy terapeutycznej, czy podczas indywidualnych spotkań, to jest taka forma pracy opiekuńczej opiekunów i pielęgniarek, zawsze jest maseczka, przyłbica, rękawice jednorazowe i oczywiście fartuch. W takim systemie my pracujemy już od marca. Liczę na to, że to pozwoli uchronić naszych mieszkańców. Chociaż jak obserwuję to, co się dzieje dookoła i w innych Domach Pomocy Społecznej to martwię się, że jest to trudne do powstrzymania i opanowania. Jesteśmy jednak dobrej myśli. Staramy się jak możemy i do tej pory wdrożone procedury działają - dodaje dyrektorka.

Najtrudniejszy jest brak rodzin

Niedogodności personelu to w tej sytuacji tylko jedna strona medalu. Drugą, są mieszkańcy, którzy od kilku miesięcy mają ograniczone kontakty z rodzinami, wychodzenie z budynku oraz przemieszczanie się po nim. Codzienne widywanie tylko i wyłącznie zamaskowanych twarzy personelu, komfortu psychicznego także nie podnosi. - Myślę, że jest im bardzo trudno. Ta sytuacja trwa już od pół roku. Najbardziej doskwiera chyba jednak brak osobistych kontaktów z rodziną. Te ograniczone są tylko do rozmów przez telefon, prze Skype.

- Jest trudno, ale staramy się ich wspierać. Tłumaczyć sytuację. Najgorsze i najtrudniejsze jest też to, że nie wiadomo ile to wszystko będzie trwało. Gdyby było powiedziane, że potrwa to na przykład jeszcze rok, to dobrze, wszyscy zaciskamy pięści i walczymy ten rok. No ale… tego nikt nie wie. Wszyscy jesteśmy w tej samej sytuacji - przyznaje Dagmara Orzech.

Anna Zajkowska