Mieć takiego tatę, to jest coś!

Marysia, Ula, Judyta i Józek chyba dopiero teraz uświadamiają sobie, że ich tak dla nich zwyczajny ojciec był w istocie niezwykłym człowiekiem.

W Ośrodku Kultury dzieci Józefa Piekarka wspominały swojego tatę podczas harcerskiej wieczornicy.   |  fot. Maria Eichler

Od soboty ma w Czersku  plac jego imienia, a podczas wieczoru wspomnień w Ośrodku Kultury można się było przekonać, że był podziwiany i kochany przez wielu.

Józef Piekarek, bo o nim mowa, był nauczycielem i harcerzem, ale pasji i zainteresowań miał bez liku. Wszelka aktywność zyskiwała w jego oczach uznanie i sam dawał przykład, że można i trzeba tak żyć, by każda sekunda nie była czasem straconym. Urządzał obozy harcerskie, wyjeżdżał z młodzieżą na wycieczki, wspinał się w górach, pływał na łódce. Budował boiska i korty tenisowe, zimą – lodowisko. Uczył orientacji w terenie i czytania map. Zachęcał do śpiewania i do tańczenia, ale też do zdobywania wiedzy. Gdy był już na emeryturze, to w świetlicy szkolnej upowszechniał wiedzę o operze i teatrze. Założył Klub Seniora i edukował również starszych,  ale też się z nimi bawił na do dziś wspominanych balach i potańcówkach. Zafrapowała go fotografia, więc robił zdjęcia...I tak można by jeszcze wymieniać, czym się zajmował.

Nie bójcie się życia

Człowiek - orkiestra? Pewnie tak, skoro takim pozostał w ludzkiej pamięci. W czerskim ogólniaku znalazł dobry grunt dla swoich zainteresowań i pasji, o czym na harcerskiej wieczornicy mówiła jego koleżanka z pokoju nauczycielskiego Irena Borzyszkowska-Lomnitz, też harcerka. – Nie bójcie się życia – to była jego maksyma – wspominała. – Próbujcie, nie bójcie się wyzwań. O swoim ojcu mówiły jego dzieci – najstarsza córka Marysia, trochę młodsza Ula i najmłodszy Józek. Zabrakło w sobotę Judyty, która nie mogła przyjechać do Czerska.

Poza Marysią wszystkie dzieci mieszkają teraz w Niemczech, ale nie zapomniały mówić po polsku i wychować swoich dzieci w tym duchu. Pisze o tym w poruszającej rodzinnej sadze Ula, której książka (Zamalowane freski) powinna stać się lekturą obowiązkową dla wielu rodzin. Bije z niej nie tylko niesamowite ciepło, ale też szacunek dla siebie nawzajem, radość z bycia ze sobą i umiejętność radzenia sobie z trudnymi sytuacjami (choroba mamy).

Dla dzieci Józefa Piekarka to był wzruszający moment, że plac targowy dostał jego imię. Uroczystość odbyła się w harcerskiej oprawie, z płonącymi pochodniami, apelem i krótką mową (mróz!) burmistrza Przemysława Bieska-Talewskiego. To on wraz z Ireną Lomnitz odsłonił tabliczkę z nazwą placu.

Dla pradziadka

Potem już w Ośrodku Kultury, którego sala przemieniła się w las, zapłonęło ognisko. Na wtyczkę, a nie na zapałkę, z wiadomych względów. Świeczki były jednak także, bo wspominano nie tylko druha Piekarka, ale też innych harcerzy, których nie ma wśród żywych. Sabina Redzimska dyrygowała całością. Płynęły więc harcerskie pieśni, słychać było harcerskie okrzyki, nie zabrakło zabaw. Ale główną część wypełniły wspomnienia dzieci Józefa Piekarka ilustrowane zdjęciami członków rodziny, fotkami z wypraw i wydarzeń z życia szkolnej i nie tylko tej społeczności.

Dla pradziadka zagrały jego utalentowane prawnuczki – Tosia, Zuzia i Laura. A był też czas dla tych, którzy się osobiście z Józefem Piekarkiem zetknęli i mogli coś o nim opowiedzieć. Okazją do przypomnienia druha Piekarka była zbliżająca się 30. rocznica jego śmierci, bo zmarł w 1989 r. I jak westchnęła jego córka Marysia, nie doczekał wolnej Polski...

Tekst i fot. Maria Eichler