Ludzie bezdomni. „Mieszkają” również w Chojnicach

Środa, godzina 19.00. Zjawiam się zapowiedziany na dyżurce straży miejskiej. Wcześniej umówiłem się, że razem ze strażnikami „odwiedzę” chojnickich bezdomnych.

Strażnicy porozmawiali chwilę jednym z bezdomnych, Leszkiem. Nie chciał on żadnej pomocy. Zawsze odmawia, od kilku lat. Radzi sobie sam.   |  fot. (olo)

Środa (8.02.) jest bowiem dniem ogólnopolskiego liczenia osób bez stałego zamieszkania, które nie tylko lutowe dni spędzają na dworcach, w śmietnikach, klatkach schodowych czy pustostanach. Jadę razem z doświadczonymi strażnikami Zbigniewem Szatkowskim i Rafałem Olkowskim. Wsiadamy do auta strażników. Jest chwila po 19.00, termometr pokazuje minus 10 stopni.

Strażnicy mają już za sobą kilka godzin dyżuru. Zdążyli już odwieźć jednego delikwenta do schroniska dla bezdomnych mężczyzn. Ale to wyjątek. Pozostali nie chcą nawet o tym słyszeć. Tak, jak pierwszy i jedyny z bezdomnych, którego tego dnia zastaliśmy „u siebie”. To Leszek. Bezdomnym jest od ponad dziesięciu lat. I nie zamierza tego zmieniać.

Mieszka w lasku miejskim w prowizorycznym schronieniu z desek (dokładnej lokalizacji dla jego dobra nie będziemy podawać). Trudno do niego trafić i dojść. Śnieg i lód pod nogami nie ułatwia dojścia. Na szczęście Leszek nie jest z tych, którzy są ciągle pijani. Inaczej miałby spore problemy, by dojść do swojego schronienia. Mógłby się przewrócić, zasnąć w lasku, a to, przy tych temperaturach skończyłoby się dla niego tragicznie.

Strażnicy pukają do Leszka, proszą go, by wyszedł porozmawiać, witają się z nim. Na potrzeby spisu zadają mu kilka pytań do ankiety, m.in. o „staż” bezdomności, powody, utrzymanie, zdrowie. Niechętnie, ale grzecznie odpowiada. Z nim strażnicy nie mają kłopotów. Wiedzą, że tu żyje, bo tak chce. Często bywa tu i inny kolega. Obok domku Leszka leży kilka puszek, ale nie wiadomo, czy jego, czy kumpli, którzy czasami go odwiedzali.

W śniegu stoi jakiś kompot, leży kalendarz kościelny na 2016 rok. Do środka nie wchodzimy. Po kilkunastu pytaniach rozstajemy się. Strażnicy proszą jeszcze Leszka, by ubrał czapkę, dobrze się zabezpieczył na noc, bo idzie mróz. Przypomnieli, żeby udał się po talony, poszedł na ciepły obiad do kościoła. W dużych mrozach często sami dowozili jemu i innym ciepłe posiłki, by przetrwali.

Do innego stałego punktu noclegowego bezdomnych w okolicach ulicy Gdańskiej (pustostany) wcale nie jedziemy. Jeszcze kilka miesięcy temu „mieszkało” tam kilku bezdomnych. Dwóch jednak zmarło. Nie chcieli pomocy, mówili, że sobie radzą. Tam jednak często zdarzał się alkohol.

Zajrzeliśmy jeszcze do kilku pustostanów, sprawdziliśmy jeden ze śmietników. Bezdomnych nie było. Nie brakowało jednak pozostawionych fragmentów ubrań, butelek, puszek i innych dowodów świadczących o tym, że tu przebywali. Na dworcu również ich nie ma, choć od czasu do czasu i tam zaglądają. Na noc jest on jednak zamykany, więc nikt tam nie nocuje.

Zimą strażnicy są codziennie w miejscach, gdzie przebywają bezdomni. Takich punktów jest kilka, ale bezdomni też migrują, są w innych miejscach, w innych miastach, a często też trafiają z różnych powodów za kratki. Potem znów wychodzą, często zimą i znów jest problem, by przetrwali zimę. O schronisku czy pomocy słyszeć nie chcą. Wolą iść pożebrać, sprzedać puszki czy złom i tak żyć z dnia na dzień. No i mogą sobie wypić, choć zimą, gdy temperatura spada poniżej zera, to i po jednym czy dwóch winach również zostaną przyjęci na noc do noclegowni. Inaczej skończyłoby się to tragicznie. 

- Nic nie możemy zrobić. Czasami ludzie pomogą bezdomnym, pozwolą zostać na klatce albo wpuszczą do piwnicy, tylko że wówczas tego często żałują, bo mają problemy z porządkiem – mówią strażnicy, którzy każdego bezdomnego znają dokładnie. I ich znają, bezdomni mają do nich zaufanie, bo wiedzą, że przyjeżdżają pytać i jak trzeba pomóc. No chyba, że sobie golną, wtedy strażnikom trudniej z nimi dyskutować. 

Strażnicy podczas powrotu do dyżurki wspominają rekordzistę, Mariana, który bezdomnym jest już z 20 lat. Chowa się to tu, to tam. Teraz też nie ma go w jego stałym miejscu. Niby u jakieś kobiety jest, ale pewnie szybciej w jakieś klatce. Ale nie wiadomo, co będzie jutro. Strażnicy znów objadą kilka miejsc.

Tekst i fot. (olo)

  1. 11 lutego 2017  18:09   Leszek   Ktos go znał

    Ten Leszek Panowie z SM choruje od lat na schizofrenie , niestety nikt go nie kieruje na badania lub do lekarza specjalisty żeby otrzymał pomoc z jakiej kolwiek strony.

    1
    0