Jak pies z kotem na otwarcie

Mocny początek projekcji Dyskusyjnego Klubu Filmowego w ChCK. Film Janusza Kondratiuka pt. „Jak pies z kotem” na pewno trafił do widzów.

Na zdjęciu odtwórcy głównych ról – Olgierd Łukaszewicz i Robert Więckiewicz.

O filmie mówił przed seansem Dominik Gostomski. Zwrócił uwagę na zwykły, ale niezwykły jednak scenariusz filmu, w którym reżyser opowiada o swoim życiu i skomplikowanych relacjach z bratem, też reżyserem związanym z wybitną aktorką Igą Cembrzyńską. I nie jest to opowieść uwznioślająca, ale realistyczna, z momentami dramatycznymi, ale i komicznymi, mimo że czas jest szczególny – Andrzej Kondratiuk (w filmie gra go świetnie Olgierd Łukaszewicz) doznaje udaru i wymaga opieki.

Żona (doskonała Aleksandra Konieczna) nie jest w stanie sprostać temu zadaniu, więc brat (Robert Więckiewicz) zabiera chorego do domu. W szpitalu radzą mu, by poszukał jakiegoś specjalistycznego zakładu, a na pytanie o pielęgniarkę odpowiadają mu, że musi poczekać, aż ktoś umrze, bo wtedy siostra będzie miała czas...Janusz wraz z żoną Beatą (Bożena Stachura) muszą więc przeorganizować swoje życie, nauczyć się wielu rzeczy, dostosować mieszkanie do wymogów pacjenta i ...nie zwariować.

Sytuacja jest dla nich trudna, chwilami nie wytrzymują nerwowo, mają dość, ale podskórnie wyczuwa się ich empatię wobec chorego i chęć ułożenia mu życia tak, by jak najmniej odczuwał opresję choroby. Bracia tak na dobrą sprawę w dorosłym życiu za bardzo za sobą nie przepadali (określenie „jak pies z kotem” dobrze oddaje ich relację), ale ekstremalna sytuacja i widmo śmierci zbliża ich do siebie i rodzi nową jakość.

Bez taryfy ulgowej

Co ciekawe, ten wątek jest poprowadzony nie melodramatycznie, ale jako swego rodzaju oczywistość – tak trzeba się zachować, bo jesteśmy przecież ludźmi, musimy to udźwignąć – zdaje się mówić Kondratiuk. Pokazuje, że młode pokolenie (jego dzieci) nie rozumie tej postawy. Córka mówi, że przecież tak się tego nie robi, że oddaje się chorych do specjalnego zakładu...Więckiewicz kwituje, że wobec tego wie, co go kiedyś czeka. Na co syn zapewnia, żeby się nie martwił, bo przecież będą go odwiedzać. Ten dialog podany jest lekko, ale waży...

Film prowokuje też pytanie o granicę ekshibicjonizmu. Postać Igi Cembrzyńskiej ukazana bez taryfy ulgowej jako alkoholiczki, która buja w obłokach i nie za bardzo wie, co się z nią i wokół niej dzieje, to okrutny portret, ale przecież reżyser nie piętnuje i nie gani. Druga twarz Igi – jej bezgraniczna miłość do Andrzeja to przeciwwaga. Piękna scena, która zapada w pamięć, jest taka, gdy Iga na rauszu albo więcej niż na rauszu wpatruje się w ekran, na którym ogląda samą siebie sprzed lat i razem z tą młodą i piękną kobietą nuci piosenkę...

W filmie Kondratiuka nie ma też zasłon dymnych wobec fizjologii, wobec tego, że chory robi kupę i brudzi pościel. Że jest dla niego traumą, iż podcierają go kobiety. Że śmierdzi i że umycie go to wyższa szkoła jazdy. Bohaterowie nie kwitują tych sytuacji salonowymi zwrotami, często klną, dają wyraz swojej bezradności. Wyłania się z tego prawda o czasie, w jakim się znaleźli.

Uwaga, jest drożej!

Po projekcji było zaproszenie do dyskusji, ale skorzystało z niego niewielu widzów. Trochę niewygodne jest to, że rozmowa toczy się w dużej sali kinowej, gdzie ludzi oddziela od siebie kilka rzędów, więc słabo się słyszą. Może trzeba na przyszłość jakoś inaczej to zaaranżować? I jeszcze jedno – bilety na DKF podrożały. To już nie 10 zł za seans, a 15 zł. Nie ma też żadnych biletów ulgowych. Jak na razie również karnetów. Nie wiadomo, czy to oznacza, że dyrekcja ChCK chce więcej zarabiać także na tej działalności, czy ma jakąś inną motywację. Ale jakkolwiek by nie było, to nie jest dobre rozwiązanie.

Zwykle na DKF nie chodziły tłumy, a ludzie spragnieni dobrego, ambitnego kina. Ten zabieg raczej nie przysporzy więcej chętnych, a może nawet skutecznie odstraszy. A przecież najbardziej demokratyczna ze sztuk powinna być dostępna i dla ucznia, i dla emeryta. Wydatek 60 zł w miesiącu na wszystkie seanse może powodować jej skreślenie, gdy pilniejsze będą inne potrzeby. Może warto jednak przemyśleć, czy taka polityka jest warta grzechu, skoro ChCK może znakomicie zarabiać na czym innym?

W styczniu zobaczymy jeszcze trzy dobre filmy. W poniedziałek „Kamerdyner” Bajona, potem „Eter” Zanussiego i na koniec „Fuga” Smoczyńskiej. Zapowiadana wizyta Zanussiego w tym miesiącu jednak nie nastąpi. Może w lutym się uda.

Maria Eichler. Fot. Materiały dystrybutora.