Tylko ktoś, kto nie ma ...
Tylko ktoś, kto nie ma pojęcia o pracy nauczyciela, może tak napisać. I tylko się ośmiesza takimi stwierdzeniami. Co więcej - nie zawaham się nazwać takiej osoby kretynem.Tak, droga Krysiu, jesteś kretynką. Ja natomiast jestem młodym nauczycielem, krótko po studiach. Pracowałem na 2/3 etatu, zarabiałem netto ok. 1200 zł jako stażysta. Co więc dziwnego jest w tym, że nauczyciele chcą zarabiać więcej? Nie byłem w stanie sam się utrzymać i musiałem mieszkać z rodzicami. Chciałem? Nie. Musiałem. Takich osób są w Polsce tysiące. Oczywiście mogłem zmienić pracę, ale mam swoje pasje i jestem idealistą, chcę dzielić się wiedzą z dziećmi, a praca nauczyciela jest dla mnie pracą marzeń, choć ma swoje minusy. A teraz inna kwestia - godziny (podam minimalną ilość). 2/3 etatu to 12 godzin. 12 godzin w szkole, ale z 2 kołami dodatkowymi (za które pieniędzy nie dostawałem, bo szkoła nie miała na to budżetu) robiło się 14 godzin. Na każde przygotowanie do koła potrzebowałem minimum 2 godzin, co daje już 18 godzin. Co niedzielę po wyjściu z łóżka siadałem do pracy, którą wykonywałem do wieczora, z reguły zajmowało mi to 8 godzin, czasami więcej. Co po zsumowaniu dawało 26 godzin. W tym czasie robiłem rozpiskę zajęć na cały kolejny tydzień, przygotowywałem sprawdziany i kartkówki, sprawdzałem zaszyty i wstępnie przygotowywałem się do kolejnych lekcji, a w dzienniku elektronicznym wpisywałem oceny, terminy, odpisywałem na wiadomości od uczniów i rodziców. W tygodniu zajmowałem się sprawdzaniem kartkówek i sprawdzianów, bo przy różnych rocznikach wypadało tak, że zawsze coś musiałem sprawdzić, bo różnie się materiał rozkładał i regularnie jakieś formy sprawdzania wiedzy były. Sprawdzenie przy klasie mającej ponad 20 uczniów zajmuje minimum godzinę, ale uczyłem przedmiotu humanistycznego, więc sporo było czytania z wydłużającymi proces próbami rozszyfrowania pisma. Spokojnie można dodać kilka godzin, ale żeby nie przesadzać, to niech będą to 4 godziny. Daje to więc w tej chwili 30 godzin, czyli 75% standardowego etatu. Należy też doliczyć wywiadówki, rady pedagogiczne, potrzebę zostania w szkole i przygotowania materiałów (np. zrobienie ksero lub opracowanie dodatkowych ćwiczeń), zostanie w szkole i przygotowanie uczniów do konkursów, przygotowanie materiałów powtórzeniowych przed egzaminami, same konkursy, wycieczki, szkolenia itd. Aktywności jest sporo, nie każdego dnia/tygodnia/miesiąca takie aktywności są, ale w obrębie roku jest tego dużo i gdyby obliczyć średnią, to tygodniowo spokojnie można by było dodać kilka godzin. Co więcej - płaca się nie zmienia w zależności od ilości tych dodatkowych aktywności. I to wszystko przy 2/3 etatu. Jako nauczyciel zazdrościłem czasami przedstawicielom innych zawodów, że idą do pracy, robią swoje i wracają do domu mając czas dla siebie i rodziny. Ja tego nie miałem zbyt wiele. I to wszystko za kwotę, która nie pozwalała mi się po studiach utrzymać samemu. Oczywiście nauczyciel z większym stażem potrzebuje nieco mniej czasu na przygotowanie. Nauczyciele na pełnym etacie lub mający ponad etat spędzają na pracy więcej niż 40 godzin tygodniowo zarabiając porównywalnie z osobami z kasy w Biedronce. To nie jest normalne. Jak można mówić, że nie jest to uczciwa praca? W takim razie jak nazwać kogoś, kto przepracowuje mniej godzin za większe pieniądze? Taka Krysia ewidentnie nie ma pojęcia nic o tym, o czym pisze i coś ją boli, bo widocznie ma gorszy los lub przynajmniej tak myśli nie znając rzeczywistości.