Nie potwierdzam...
Na własnym przykładzie wiem, że to tylko wydłuża i opóźnia reakcje służb. Brak znajomości danego terenu przez takiego "wojewódzkiego" dyżurnego (opierającego się na cyfrowych mapach i innych podobnych rozwiązaniach) to niepotrzebne a tak cenne minuty tracone na przekazywaniu informacji od zainteresowanego (potrzebującego pomocy/interwencji/ratunku) do stosownych służb. "Upierdliwe" pytania dot. sytuacji zadawane przez dyżurnego CPR to strata czasu i opóźnienia. Kiedyś telefon do pogotowia w stylu: ...przy Kinoteatrze na schodach do parku leży zakrwawiony człowiek... wystarczył by karetka przyjechała gdzie trzeba. A teraz? A jaka to ulica? Czy może Pan/Pani bardziej sprecyzować miejsce? Może Pan/Pani wysłać "pinezkę" na nr xxx? A skąd np. turysta ma wiedzieć jaka to ulica? Nikogo dookoła by spytać... "Miejscowi" dyżurni znający teren prędzej "załapią" miejsce zdarzenia. Nie uważam tego za dobry pomysł. Ale to moje zdanie które opieram na własnych doświadczeniach co podkreślam. P.S. Taki przykład z ostatnich miesięcy. Do pożaru przyjechały jednostki z trzech (!) województw bo dyżurny z CPR nie był w stanie określić pod czyją "jurysdykcją" było miejsce pożaru...